Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/239

Ta strona została skorygowana.

do więzienia. Co się stało z Ludwiką? gdzie się podziała?
— No, ruszaj prędzej z nami!
— Nie chodź, broń się! — wołała Magdalena w obłąkaniu. — Lepiej ich zabij! Ty nie możesz od nas odejść!
Morel oddany myśli o Ludwice, nic nie słyszał. Nagle na twarzy jego odbił się wyraz gorzkiej radości i zawołał:
— Ludwika porzuciła notarjusza, z ochotą pójdę do więzienia. — Ale potem obejrzawszy się dodał. — A moja żona, dzieci? kto ich wyżywi?
— No, prędzej! ubieraj się i chodźmy! — rzekł Bourdin.
— Dzieci, — rzekła Magdalena, — proście na kolanach tych panów, żeby wam nie zabierali ojca, który was żywi.
Mimo rozkazu matki, przestraszone dzieci nie śmiały wyjść z pościeli. Na ten niezwykły hałas, na widok dwóch nieznajomych, babka głucho zawyła, tuląc się do ściany.
Morel nie wiedział, co się koło niego dzieje; cios, co go uderzył, tak był straszny, tak niespodziewany. Stał blady, nieprzytomny, ręce mu obwisły, głowa opadła na piersi.
Malicorne uchwycił go za ramię.
Dzieci nawpół nagie wybiegły z siennika i z głośnym płaczem rzuciły do nóg sług sądowych.
— Zmiłuj się, nie zabijajcie naszego ojca!
Widok tych nieszczęśliwych dzieci, drżących od zimna i strachu, wzruszył Bourdina mimo jego nieczułości i przyzwyczajenia do podobnych scen. Lecz nielitościwy Malicorne wyrwał nogę z ich błagalnych uścisków i zawołał:
— Precz, żebraki!
Wtem starsza córka zawołała:
— Nie wiem, co jest Adeli, zupełnie ostygła!