rzysza, — ten hołysz gotów jest tu oszaleć naprędce spojrzyj mu tylko w oczy. Otóż masz: teraz znowu baba wyje z głodu. Co za nędza! No, bracie, nie mamy czasu czekać; ponieważ nie możesz płacić, marsz do więzienia!
— Do więzienia! pana Morel! — zawołała wchodząc żywo na poddasze młoda brunetka, świeża, rumiana, pełna życia.
— Ach! panno Rigoletto, — szlochały starsze dzieci, — dobra panno Rigoletto! ratuj naszego papę; chcą go zaprowadzić do więzienia, a mała siostrzyczka nam umarła.
— Adelka umarła? — zawołała ze łzami Rigoletta — ojciec do więzienia? to być nie może.
I Rigoletta patrzyła ze zdziwieniem i trwogą.
— Dajcie mi tylko czas do jutra, żebym mógł oddać brylanty pani Mathieu — błagał Morel.
— Weź je z sobą, zajedziemy do pani Mathieu a jeżeli jej nie zastaniesz, złożysz je w kancelarji więzienia.
— Zostawcie mnie tylko do jutra! — powtórzył Morel ze łzami, — żebym mógł córkę pochować.
— Daremnie tylko zasmuciłbyś się tym pogrzebem, — odpowiedział Malicorne ozięble.
— Tak, zasmuciłbym się. Prawda, wy tak się boicie zasmucać ludzi — rzekł Morel z goryczą. — Lecz jedno słowo.
— Mów prędko! — zawołał Malicorne z niecierpliwością.
— Kiedyście odebrali rozkaz zatrzymania mnie?
— Wyrok wydany od czterech miesięcy, ale dopiero wczoraj polecono nam go wykonać.
— Wczoraj? a Ludwiki tu jeszcze niema. Gdzie się podziała? co się z nią stało? — mówił Morel, układając brylanty w pudełku.
— No, ubieraj się, żwawo!
— Ja nie mam innego ubrania.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/241
Ta strona została skorygowana.