Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/246

Ta strona została skorygowana.

— Mój Boże! ale skąd panu na myśl przyszło tam pójść?
— Chciałem wszystko widzieć, wszystko słyszeć bez twojej wiedzy. Odźwierny wspomniał mi o tej komórce, mówiąc, że mogę tam składać drwa. Dziś rano więc wszedłem, zostałem godzinę i przekonałem się, że jesteś człowiekiem najuczciwszym, znoszącym nieszczęście z mężną rezygnacją. Już miałem wyjść z komórki, żeby cię uwolnić od komorników, gdym usłyszał głos twojej córki. Chciałem jej zostawić przyjemność przyniesienia ci pomocy. Na nieszczęście, ogrom kosztów prawnych pozbawił Ludwikę tej słodkiej usługi; wtedy wyszedłem z ukrycia.
— Czy być może! Lecz przynajmniej, panie, niechaj wiem, jak się nazywa? jak się nazywa ten anioł dobroci?
— Powiem ci nazwisko tej pani pod jednym warunkiem, żebyś go nikomu nie powtórzył.
— Klnę się na wszystko, że nie powtórzę.
— Ta pani nazywa się markiza d’Harville.
— Nigdy nie zapomnę jej nazwiska. Ona to ocaliła moją żonę, moje dzieci! Nie wszystkie jednak. Biedna Adela! Już nigdy jej nie zobaczymy. — I Morel otarł łzy.
— Mam duży jasny pokój. — rzekł znowu Rudołf, — przeniesiecie się tam z całą rodziną, póki ciało Adeli stać będzie w waszej izbie. Poprosimy księdza. Wszystko to poruczę pani Pipelet.
— Ale na co zabierać panu pokój? Teraz, kiedy nie boję się już więzienia, poddasze moje wyda mi się pałacem, zwłaszcza kiedy Ludwika z nami zostanie.
Morel zamyślił się.
— O! jeżeli Jakób Ferrand... jeżeli Ludwika!...
— Bądź spokojny, — odpowiedział mu Rudolf, — gdyby twoja córka była uległa jego chęciom, nie kazałby cię brać do więzienia. Zresztą wiem dobrze, że to zły człowiek. Miej nadzieję, że będziesz pomszczony.