Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/252

Ta strona została skorygowana.

śmiechy, żarty, śpiewy, a przytem najlepsi i najuczynniejsi ludzie w świecie. Cretu, skoro tylko wrócił z roboty, ciągle się śmiał, żartował, dokazywał jak dziecko, bawił się ze mną, jakby był moim rówieśnikiem, a i jego żona strasznie mnie pieściła.
— A powiedz mi, czy nigdy się nie kłócili?
— Nigdy, a nigdy. Przez niedzielę, poniedziałek, a czasem wtorek trwała hulanka, i zawsze i wszędzie brali mnie z sobą. Cretu był doskonałym rzemieślnikiem; kiedy chciał, zarabiał dużo pieniędzy. Pamiętam, że kiedy nie było w domu nic oprócz chleba i wody, Cretu brał z bibljoteki...
— Miał więc bibljotekę?
— Tak nazywał pudełko, w którem chował rozmaite zbiory piosenek, wszystkie kupował i na pamięć umiał. Kiedy więc mieliśmy tylko chleb i wodę, brał z bibljoteki starą książkę kucharską i pytał nas: Co będziemy jedli? czy to? czy owo? i czytał nazwy najlepszych potraw, a każde z nas wybierało sobie jednę. Cretu brał próżny rondel i wśród tysiącznych żartów, wyrabiając najpocieszniejsze miny, udawał, że kładzie wszystko, co trzeba do potrawy; my tymczasem zajadaliśmy spokojnie suchy chleb i śmieliśmy się jak warjaci.
— Czy ci szczęśliwi ludzie mieli długi?
— Nigdy! Były pieniądze, to hulanka, nie było — to suchy obiad.
— A nigdy nie myśleli o przyszłości?
— Poco było o niej myśleć? Ach! jakżem się zagadała! Proszę, sąsiedzie, podaj mi szal i przypnij go tu pod kołnierzykiem; oto masz dużą szpilkę, bo trzeba iść.
Rudolf włożył szal na zgrabne ramiona Rigoletty i czekał dalszych rozkazów.
— Teraz, sąsiedzie, podnieś trochę kołnierzyk, przypnij pod nim szal do sukni, tylko dobrze, a uważaj, żebyś mnie nie ukłuł.
Dla wypełnienia tego rozkazu Rudolf musiał pochylić