Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/253

Ta strona została skorygowana.

się do białej szyi, od której odbijały czarne jak kruk włosy. I tak blisko się pochylił, że gryzetka krzyknęła.
— Sąsiedzie, już nigdy pewno nie poproszę cię, żebyś mi przypinał szal.
— Daruj, moja sąsiadko, jestem taki niezgrabny.
— Przeciwnie, mój panie, nawet aż nazbyt zgrabny, na to się właśnie żalę. Daj rękę i chodźmy, ale bądź grzeczny, bo się pogniewamy!
— W istocie, sąsiadko, nie moja wina; twoja szyja jest taka biała, żem dostał jakiegoś zawrotu głowy, mimowoli nachyliłem głowę i...
— Dobrze, dobrze! na drugi raz nie dam powodu do takiego zawrotu głowy, — odpowiedziała Rigoletta, grożąc palcem.
Rigoletta i Rudolf zeszli na podwórze. Rudolf zajrzał jeszcze do izby stróża i rzekł uprzejmie:
— Przyślę tu rozmaite rzeczy do Morela, bądź łaskaw, pomóż zanieść je do mego pokoju.
— Bądź pan spokojny, wszystko się zrobi.
— Potem, — dodał smutnie Rudolf, — trzeba zawołać księdza do umarłej córki Morelów, spisać akt zejścia i sprawić pogrzeb. Oto pieniądze.
W tej chwili wszedł człowiek, tak otulony płaszczem, że mu oczy tylko było widać i zapytał;
— Czy tandeciarka Buret jest w domu?
— Czy pan przyszedłeś z Saint-Denis? — zapytał Pipelet.
— Tak, w godzinę i kwadrans.
— Dobrze, idź pan na górę.
Nieznajomy śpiesznie wbiegł na schody.
— Cóż to znaczy? — zapytał Rudolf.
— Coś się tam robi u starej pani Buret, ciągle to przychodzą, to wychodzą. Dziś rano powiedziała mi: „Pytaj każdego, kto tylko do mnie przyjdzie: Czy pan przyszedłeś z Saint-Denis? i puszczaj tylko tych, którzy odpowiedzą: Tak, w godzinę i kwadrans“.