Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/255

Ta strona została skorygowana.
L.
BUDŻET RIGOLETTY.

Po zimnej nocy nastąpił ranek wietrzny; bruk na ulicy, zwykle błotnisty, był prawie suchy. Rigoletta i Rudolf szli do obszernego i dziwacznego bazaru, zwanego Temple. Gryzetka bez ceremonji opierała się na ręku swego kawalera, jakby oddawna i dobrze znała.
— Jaka zabawna ta pani Pipelet ze swoimi domysłami! — rzekła Rigoletta do Rudolfa.
— A mnie się zdaje, — odparł Rudolf, — że ona dobrze mówi: Młodość musi wsiąść swoje! wiwat miłość! I ja tak, jak ona. Mogę się więc spodziewać?
— Spodziewać się? czego?
— Że mnie będziesz kochać.
— Już i tak pana kocham.
— Doprawdy?
— Ma się rozumieć. Jesteś dobry, wesoły; choć ubogi, robisz, co możesz dla biednych Morelów, starasz się dla nich o wsparcie u ludzi bogatych. Spodziewam się, że mam dosyć przyczyn do kochania. Ach! patrzno, jakie ładne wazony i stołowy zegar, kupię je sobie za pięć lat, jak nazbieram pieniędzy.
— Zbierasz pieniądze, sąsiadko? a wiele zarabiasz?
— Conajmniej półtora franka ma dzień, a czasem i dwa, ale zawsze liczę tylko na półtora, to bezpieczniej, i stosownie do tego układałam swoje wydatki.