— Ale jak można wyżyć za półtora franka dziennie? — Rachunek bardzo łatwy: cztery su na funt chleba, dwa su ma mleko, cztery su na warzywo w lecie, albo na owoce i sałatkę w zimie, to już dziesięć su; trzy su na oliwę i ocet do sałaty, dwa na czystą wodę, o! bo ja się kocham w wodzie, to już i całe piętnaście su. Dodaj jeszcze dwa albo trzy su na tydzień na pożywienie dla ptaszków, ot i wszystko.
— Nigdy nie jadasz mięsa?
— Skądże znowu, czyż mnie stać na mięso!? funt kosztuje dziesięć su!
— A suknie, trzewiki, czepki?
— Czepki sama sobie robię i niewiele mnie kosztują, bo kładę je tylko, gdy wychodzę z domu; suknie i trzewiki kupuję w Temple. Nie masz pojęcia, jakie tam wszystko tanie.
— Moja sąsiadko, choć wyglądasz na rozstrzępańca, jesteś, jak widzę, bardzo porządną i masz wiele rozsądku.
— Cóż robić? człowiek sam na świecie, musiałam sobie urządzić sama, jak to mówią, swoje gniazdeczko. Przytem już sobie zebrałam półczwarta franka.
— Co się z niemi stało?
— Już nie mam. Niedawno jeszcze Morelowie byli tacy biedni, że mi wstyd było trzymać w komodzie bez użytku trzy franki, i pożyczyłam je Morelowi, to jest pożyczyłam, żeby go nie obrazić, bobym najchętniej darowała.
— Rozumie się, sąsiadko, że ponieważ teraz będą się dobrze mieli, więc ci ten dług oddadzą.
— Prawda, i rada go odbiorę, zawsze to będzie początek do kupienia kiedyś zegara na kominek, to mi ciągle po głowie chodzi.
— Trzeba jednak pomyśleć czasem o przyszłości.
— O przyszłości?
— Gdybyś naprzykład zachorowała?
— Zachorować? ja? — I śmiać się zaczęła. — Czy wyglądam na chorą?
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/256
Ta strona została skorygowana.