Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/264

Ta strona została skorygowana.

pytania. — Notarjusz aż ruszył ramionami z litościwym uśmiechem, jakby za żart brał moje słowa, i odpowiedział, że mój brat nietylko, że mu nie powierzał żadnych pieniędzy, ale jeszcze pożyczył od niego dwa tysiące franków. Niepodobna mi opisać mego przerażenia. — Gdzież się tedy podziała moja suma? — zawołałam. — I ja i córka nie mamy innego majątku; jeżeli tego będziemy pozbawiane, czeka nas najokropniejsza nędza. W co się obrócimy?
— Albo ja wiem — odpowiedział notarjusz ozięble.
— Na zasadzie jakich dowodów żądasz pani ode mnie wypłaty? — zapytał.
— Posłałam bratu pełnomocnictwo; w kilka dni doniósł mi, że pieniądze są u pana złożone, że pan nigdy nie dajesz rewersu, a po upływie sześciu miesięcy przysłał mi należny procent.
— Masz pani przynajmniej jakie listy jego w tym przedmiocie? — Nie; w tych listach były tylko wzmianki o interesach, nie uważałam za potrzebne ich chować. — Bardzo żałuję, odpowiedział notarjusz, że nie mogę pani nic pomóc w tym razie. Jeszcze raz powtarzam, brat panią oszukał. Jeżeli się pani wahasz międy jego słowem ta mojem, droga do sądu otwarta, pozwij mnie pani; sąd między nami roztrzygnie. — Wyszłam od notarjusza ledwie żywa. Co robić? Bez żadnych dowodów na poparcie mej należności, przekonana o uczciwości mego brata, zmieszana zimną krwią not...“ Tu kończył się bruljan listu; nie można go było dalej wyczytać, bo następne kilka wierszy były grubo poprzekreślane; tylko na dole zapisano, widać dla pamięci: „Napisać do księżny de Lucenay“.
Rudolf zadumał się po przeczytaniu tego urywku listu. Nikczemny czyn, o który obwiniano Jakóba Ferrand, nie był wprawdzie dowiedziony; lecz człowiek ten postąpił tak nieludzko z Morelem, tak haniebnie z biedną Ludwiką, że zatajenie powierzanej sumy, zwłaszcza przy niechybnej