Kiedy Rudolf i Riigoletta z powrotem wchodzili do domu, pani Pipelet o mało nie przewróciła ich, tak szybko biegła.
— Ach, mój Boże? co pani jest? — zapytała Rigoletta.
— To ty, panno Rigoletto? Bóg cię prowadzi! pomóż mi uratować życie Alfredowi. Biedny mój mąż, zemdlał, ulituj się nad nim. Biegnij, kup wódki piołunowej za dwa su, tylko mocnej, to jego zwykłe lekarstwo, może mu i teraz pomoże.
Rigoletta pobiegła po wódkę.
— Co się stało? — zapytał Rudolf.
— Sama jeszcze nie wiem, mój dobry panie. Poszłam do księdza, do mera, i do traktjerni, żeby wyręczyć Alfreda; wracam i cóż widzę; Alfred leży, zemdlony. Patrz pan, — dodała, otwierając drzwi swojej izby.
Opłakany widok! Pipelet siedział na ziemi oparty o łóżko. Obudził się, z omdlenia, zaczął machać rękami, jakby kogo od siebie odpędzał.
— Rusza się, dobry znak — zawołała pani Pipetet. Schyliła się i krzyczała mu do ucha: — Co ci jest, Alfredziu?
Alfred westchnął głęboko i jęknął — Cabrion!!
— Calbrion! znowu ten łotr malarz! — zawołała pani Pipelet. — Alfred tak okropnie śnił o nim tej nocy, że
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/269
Ta strona została skorygowana.
LII.
WIDMO — UWIĘZIENIE.