Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/270

Ta strona została skorygowana.

mnie pokopał nogami. Ten potwór i we śnie nie daje mu pokoju! Tak, panie Rudolfie, jakby Alfred był zbrodniarzem, a Cabrion sumieniem.
Rudolf ostrożnie się uśmiechnął, przewidując że dawny sąsiad Rigoletty spłatał nowego figla.
— Cabrion! — powtórzył Alfred, zdejmując z trudnością kapelusz i machając nim około siebie.
Tu weszła Rigoletta, z piołunówką.
— Bardzo pannie dziękuję — rzekła odźwierna, i dodała obracając się do męża. — No, mój kochany, wypij odrazu, zaraz ci będzie lepiej.
Biedak musiał wypić piołunówkę, a stara zawołała z triumfem:
— Tak, teraz staniesz na nogach, moja duszko.
Alfred otworzył oczy i zapytał ze strachem:
— Czyście go widzieli?
— Alboż on śmiałby tu przyjść! — zawołała pani Pipelet.
Pipelet dał ręką znak, że będzie mówił. Wszyscy słuchali go w niemem milczeniu. A on wzruszanym głosem odezwał się w te słowa:
— Siedziałem spokojnie, za stołem i myślałem, jakby naprawić ten but, powierzony memu przemysłowi. Wtem słyszę jakiś hałas u okna mojej izby. Czy to było przeczucie? czy przestroga? dość, że serce mi się ścisnęło, podnoszę głowę i widzę przez szybę.
— Cabriona! — krzyknęła Anastazja, załamując ręce.
— Cabriona! — powtórzył głucho pan Pipelet. — Straszna jego twarz była w oknie. Patrzył na mnie koziemi oczami, co ja mówię? tygrysiemu! zupełnie jak w owym śnie. Wtedy klucz zakręcił się w zamku, drzwi się otworzyły i wszedł.
— Wszedł! co za bezczelność! — zawołała pani Pipelet.
— Wszedł zwolna, zatrzymał się u drzwi, żeby przeszyć mnie bazyliszkowym wzrokiem, potem zbliżał się do mnie,