— Jakób Fernand, notarjusz! — zawołał Rudolf z oburzeniom.
— Tak jest... Lecz skądże ten gniew, który w panu widzę?
— Bo Jakób Ferrand jest ostatnim niegodziwcem!
— Widzę, że pan go nie znasz wcale; pan Ferrand jest najgodniejszym człowiekiem.
— Powtarzam panu, że jest podłym niegodziwcem...
— Nie do mnie to należy, nie mam prawa wchodzić w to, o ile oskarżenie pana Ferrand zasługuje na wiarę, — odpowiedział komisarz ozięble. — Mam rozkaz uwięzić Ludwikę Morel.i winienem wypełnić dane zlecenie.
— Masz pan zupełną słuszność, — odpowiedział Rudolf. — Ale błagam pana w imię ludzkości, nie chciej uwięzić Ludwiki pośród grona nieszczęśliwych, który tylko co wybawieni zostali z najokropnieszego położenia. Morel tyle już zniósł ten nocy ciosów, że rozum jego nie wytrzyma. Żona jego także chora, ta wiadomość mogłaby ją dobić... Niech mi wolno będzie prosić o jedną łaskę... Młoda dziewczyna,, która za nami idzie z odźwierną, zajmuje pokoik obok mego; tam pan możesz zawołać Ludwikę, o potem, jeżeli trzeba i Morela, żeby pożegnał się z córką. Tym sposobem oszczędzisz biednej cierpiącej matce okropnego widoku...
— Bardzo dobrze.
Rozmowa ta odbyła się półgłosem; Rigoletta z panią Pipelet stały tymczasem o kilka kroków niżej. Rudolf wrócił do Rigoletty, drżącej ze strachu i rzekł:
— Dobra sąsiadko, mam prośbę do ciebie: udziel mi twego pokoju na godzinę. Lecz jeszcze jedno: wróć do Temple, i każ żeby przywieźli zakupione rzeczy dopiero za godzinę.
— Dobrze, panie Rudolfie...
Rudolf tym sposobem chciał i Rigolecie oszczędzić smutnego widoku uwięzienia Ludwiki.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/273
Ta strona została skorygowana.