Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/274

Ta strona została skorygowana.

— Panie komisarzu — rzekła zbliżając się odźwierna — ponieważ pan Rudolf, perła moich lokatorów, pana prowadzi, ja mogę wrócić do Alfreda.
— Dobrze, możesz iść — rzekł komisarz.
Weszli na czwarte piętro.
Nagle drzwi się otworzyły. Wybiegła Ludwika, blada, zapłakana.
— Bądź zdrów, mój ojcze — zawołała — później wrócę, teraz muszę iść.
Na widok Rudolfa i komisarza, Ludwika i Morel stanęli w osłupieniu.
— Zbawco nasz! — zawołał Morel, poznawszy Rudolfa — pomóż mi zatrzymać Ludwikę. Nie wiem, co się z nią stało, przeraża mnie, chce koniecznie odejść.
Rudolf nie był w stanie odpowiedzieć.
— Czy ty nazywasz się Ludwika Morel?
— Tak, panie, — odpowiedziała zmieszana.
— A ty jesteś Hieronim Morel, jej ojciec?
— Tak, panie, ale...
— Wejdź tu z córką, — dodał komisarz wskakując pokój Rigoletty, dokąd Rudolf już był wszedł.
Morel i Ludwika ze zdziwieniem i przestrachem wypełnili rozkaz komisarza; jedynie obecność Rudolfa nieco ich uspakajała. Komisarz zamknął drzwi i rzekł do Morela:
— Wiem, że jesteś uczciwy i nieszczęśliwy; ze smutkiem więc muszę ci oznajmić, że przychodzę w imieniu prawa uwięzić twoją córkę.
— Wszystko odkryte! jestem zgubiona! — krzyknęła Ludwika w rozpaczy, rzucając się w objęcia ojca.
— Co ty mówisz)? co? — zapytał osłupiały Morel. — Czy oszalałaś? dlaczego jesteś zgubioną? Uwięzić ciebie? Kto śmie?
— Ja, w imieniu prawa.
— Ach, ja nieszczęśliwa! — wołała Ludwika.