Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/279

Ta strona została skorygowana.

byście jak ja, wy nie znacie potęgi i srogości tego człowieka.
— Czyjej?
— Mego pana.
— Uspokój się, — rzekł Rudolf — -potężny jest i okrutny, ale się z nim spróbujemy!
— Zaraz, — rzekła Ludwika, pomyślawszy chwilę, — w mojem opowiadaniu nie wymienię człowieka, co mi wyświadczył ważną przysługę, co robił wiele dobrego dla ciebie, ojcze, i całej naszej rodziny, a pracował w biurze u Jakóba Ferrand, kiedy ja poszłam do służby, kazał mi uroczyście przyrzec, że nigdy nie wymienię jego nazwiska.
Rudolf domyślał się, rzekł do Ludwiki:
— Zapewne mówisz o Franciszku Germain, bądź spokojna, ani ja ani twój ojciec nie zdradzimy tajemnicy.
Ludwika spojrzała zdziwiona na Rudolfa.
— Jakto? — rzekł Morel, — ten dobry kochany człowiek, co tu mieszkał przez trzy miesiące, pracuje u pana Ferrand?
— Ale kto umieścił Ludwikę o notarjusza,? — zapytał Rudolf Morela.
— Kiedy mi żona zachorowała, powiedziałem lichwiarce Buret, że Ludwika chciałaby także na nas zarabiać i szuka dla siebie miejsca. Matka Buret, znając gospodynię notarjusza, dała nam do miej list polecający.
— Z początku nie miałam przyczyny skarżyć się na pana Ferrand, — odpowiedziała Ludwika. — Było duża roboty, gospodyni często się ze mną źle obchodziła, ale ja znosiłam wszystko cierpliwie, bo służba zawsze służbą. Pan Ferrand był surowy, poważny, ale mimo to nie ufałam mu. Z początku zaledwie na mnie patrzył, ledwie raczył przemówić do mnie sławo, zwłaszcza przy obcych prócz odźwiernego, umieszczonego w oficynie, gdzie była kancelarja, w domu mieszkałyśmy tylko my dwie: ja i gospodyni, pani Séraphin. Zajmowaliśmy stary dom w podwórzu od ogrodu. Mój pokój był