Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/282

Ta strona została skorygowana.

opisać naszej walki, jego gróźb, gonił mnie z pokoju do pokoju. Na szczęście, rozpacz, strach, gniew, sił mi dodały. Mój upór doprowadzał go do szaleństwa, sam nie wiedział co robił, bił, gryzł mię, twarz mi rozkrwawił.
— Boże! — zawołał szlifierz, załamując ręce.
— Długo trwała ta walka, traciłam siły, gdy wtem odźwierny, który już wrócił z miasta, dwa razy zadzwonił, to znaczyło, że przyniesiono jakiś list; pan Ferrand, w obawie, żeby go sam odźwierny nie przyniósł, rzekł mi: „Idź!... Ale jeżeli choć słowo powiesz o tem, co się stało, ojciec twój zginie! Jeżeli będziesz chciała odejść ode mnie, także zginie!“
— Mów dalej, myśmy twoi kaci! nieszczęście z naszej winy cię dotknęło — rzekł szlifierz, zakrywając twarz rękami.
— Kiedy znowu wróciłam do notarjusza, obchodził się ze mną jak dawniej, surowo i ozięble. Ani słowa nie mówił o tem, co między nami zaszło. Pani Seraphin ciągle mi dokuczała. Zaledwie tyle mi dawała jeść, żebym z głodu nie umarła: chleb zamykała, i często na złość wyrzucała resztki obiadu, które mi zastawiono, bo ona zwykle jadała razem z notarjuszem. Jednej niedzieli pozwolił mi wyjść; przyszłam z tą dobrą nowiną do matki i ojca, wszyscyśmy byli szczęśliwi! Dotąd wszystko wiedziałeś ojcze! Co nastąpi, jest okropne! (tu głos jej zadrżał)... zawsze to przed tobą ukrywałam.
— Mów dalej — rzekł do niej Rudolf — nic nie ukrywaj, to ważniejsze niż myślisz.
— Powoli zaczęłam się uspakajać. Pewnego wieczoru i notarjuisz i pani Seraphin wyszli z domu, ale nie razem. Nie jedli w domu obiadu, ja sama tylko zastałam! jak zwykle zostawili mi chleba, wody i wina i zamknęli kredens. Po skończeniu roboty, zjadłam obiad; straszno mi było samej jednej w pokojach, zapaliłam lampę motarjuszowi i poszłam do mojej izby, wzięłam się do roboty, ale mi się bardzo spać chciało. Ach ojcze! teraz mi już nie