Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/285

Ta strona została skorygowana.

długo nowe nieszczęście mi zagroziło, poczułam, że będę matką, widziałam się zupełnie zgubioną! Nie wiem jakim sposobem przeczuwałam, że pan Ferrand, dowiedziawszy się o tem, będzie się jeszcze gorzej ze mną obchodził.
Zapytałam notarjusza, jakim sposobem ukryję moją hańbę i skutki nieszczęścia, którego on był sprawcą? O! nie uwierzysz, ojcze! „Mów! mów! — Przerwał mi z oburzeniem, z udaną zgrozą, niby nie rozumiejąc, co mówię. Zapytał, czym nie oszalała? Ze strachem rzekłam mu: — Mój Boże! co teraz pocznę? Jeżeli się nade mną nie ulitujesz, ulituj się przynajmniej nad twojem dziecięciem. „Co za bezczelność! zawołał pan Ferrand, podnosząc ręce ku niebu. Śmiesz mi zarzucać taką podłość? jabym się miał zniżyć do tak rozwiązłej jak ty, dziewczyny? I mnie śmiesz przypisywać skutki rozpusty, mnie, com cię po tysiąc razy przy najgodniejszych osobach upominał, że śpieszysz na swą zgubę. Idź precz! wypędzam cię z mego domu!“
Morel nie mówił ani słowa, oczy mu na wierzch wystąpiły, konwulsyjne spazmy wykrzywiały mu twarz. Wstał od stołu, otworzył prędko szufladę, wyjął z niej długi, mocno zaostrzony pilnik i rzucił się ku drzwiom.
Rudolf przytrzymał go za rękę.
— Gdzie idziesz? chcesz się zgubić! — Strzeż się! — krzyknął Morel, szarpiąc się w ręku Rudolfa, — bo zamiast jednego będą dwa nieszczęścia. — I szalony zamierzył się na Rudolfa.
— Ojcze! to nasz dobroczyńca! — wołała Ludwika.
— Jaki dobroczyńca? Co za dobroczyńca? On chce ocalić notarjusza! — odpowiedział Morel zupełnie obłąkany, ciągle pasując się z Rudolfem, który nakoniec zdołał rozbroić go i wyrzucił pilnik za drzwi.
Ludwika we łzach, ściskając ojca, powtarzała:
— Ojcze! to nasz dobroczyńca, podniosłeś rękę na niego. Uspokój się, przyjdź do siebie.