Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/29

Ta strona została skorygowana.

— Boże! ratuj mnie! — zawołała Gualeza, załamując ręce, a wspomniawszy, że może narazić Rudolfa na niebezpieczeństwo, dodała: — Nie ruszaj się pan z miejsca; jeśli on się zbliży, krzyknę, a gospodyni z obawy policji ujmie się za mną.
— Bądź spokojna, moje dziecię, — odparł Rudolf patrząc śmiało na Bakałarza. — Ponieważ przykro ci patrzeć na to szkaradne bydlę, wypchnę go na ulicę.
— Ty!... — krzyknął Bakałarz.
— Ja!... — odparł Rudolf.
I mimo błagania Gualezy, wstał od stołu.
Bakałarz cofnął się o krok na widok fizjonomji Rudolfa; Gualeza i Szuryner poznać nie mogli towarzysza, tak szlachetną twarz jego w jednej chwili wykrzywiła jakaś piekielna złość. W bitwie z Szurynerem okazał się wesołym; teraz ogarnęła go zajadła nienawiść; źrenice byskały dziwnym ogniem. Są ludzie, mający w spojrzeniu siłę magnetyczną. Rudolf ją posiadał. Bakałarz zadrżał, cofnął się; nie dowierzając już swojej sile, sięgnął pod bluzę po puginał. Możeby przyszło do zabójstwa, lecz Puhaczka zawołała:
— Poczekajno, poznaję tę dziewczynę. Toć to Marysia, co mi kradła cukier. Bądź spokojna, choć ci już zęba nie wyrwę, to wszystkie łzy wycisnę. Czy wiesz, że znam twoich rodziców? Bakałarz widział na galerach człowieka, co mi cię oddał małą... dowiedział się o imieniu twej matki... Masz bogatych rodziców...
— Rodzice!... znasz ich?... — krzyknęła Gualeza.
— Tak jest, mój wie, jak nazywa się twoja matka, ale wyrwałabym mu rychlej język, niżby ci to miał powiedzieć... Widział się wczoraj z tym, co cię do mnie przyprowadził, bo wtenczas chciał się ciebie pozbyć, gdyż przestali płacić za twoje utrzymanie... Matka twoja nie dbała o ciebie... Ale gdybyś znała jej nazwisko, mogłabyś ją pięknie oskubać! Ten, co ci mówię, ma list