Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/305

Ta strona została skorygowana.

mały pugilaresik na złote klamerki zapięty, dobył z niego czterdzieści biletów po tysiąc franków i pokazał notariuszowi.
— Ile? — zapytał notarjusz.
— Czterdzieści tysięcy franków.
— Daj pan.
— Proszę skończyć prędko; zrób pan swoje, zapłać sobie i oddaj mi weksle, — rzekł hrabia, rzucając niecierpliwie na stół bilety bankowe.
Notarjusz wziął je, wstał, poszedł do okna i pod światło oglądał jeden po drugim z uwagą tak pilną, tak obrażającą, że hrabia zbladł z gniewu. Notarjusz, jakby zgadując jego myśli, ruszył głową, odwrócił się do niego i rzekł obojętnie:
— Zdarzały się...
Pan de Saint-Remy, na chwilę zmieszany, odrzekł sucho:
— Co?
— Fałszywe bilety bankowe, — odpowiedział notarjusz, robiąc dalej swoje.
— Dlaczego mi pan robisz taką uwagę?
Ferrand spojrzał na hrabiego, ruszył nieznacznie ramionami i znowu w milczeniu przeglądał bilety.
— Pytam się, dlaczegoś pan powiedział na moje bilety bankowe, że zdarzały się fałszywe.
— Dlaczego?
— Tak.
— Bo wezwałem pana tutaj właśnie w interesie o fałszerstwo. — I wlepił wzrok w hrabiego.
— Cóż ja mam z tem wspólnego?
Po chwili milczenia, Ferrand rzekł głosem smutnym i surowym:
— Czy pan wiesz, jakie są obowiązki notarjusza?
— Bardzo proste, zdaje mi się. Miałem czterdzieści tysięcy franków, teraz mam tylko tysiąc trzysta.
— Pan raczysz żartować. A ja panu powiem, że notarjusz jest w tem w sprawach doczesnych, czem spo-