Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/313

Ta strona została skorygowana.

łemu światu, niechaj pan Jakób Ferrand zawyrokuje. Zgodziłam się na to i oto jakim sposobem pan zostałeś naszym sędzią. „Nie wątpię, dodał mój mąż, że pan Ferrand nie będzie przeciwny moim życzeniom i w takim razie poślę mu plenipotencję do sprzedania moich papierów publicznych, suma za nie otrzymana zostanie u niego w depozycie, a po mojej śmierci, będziesz przynajmniej miała zapewniony los ciebie godny...“
Oczy Ferranda zaiskrzyły się na samą wzmiankę o depozycie. Odpowiedział jednakże z udaną niechęcią:
— Spokoju mi nie dają. Otóż dziesiąty czy dwunasty raz obierają mnie za arbitra, zawsze pod pozorem, że ufają mojej prawości, tylko o tem gadają. Prawość! prawość! co mi z niej przyjdzie? Tylko ambarasy i trudy. Ale do rzeczy. Jakkolwiek bądź pani poświęciła się dla pana d‘Orbigny, córka jego jest bardzo bogata, pani nie ma nic, rzecz wydaje się słuszna i, według mnie, pani powinna przyjąć.
— Przyjmę więc, — odpowiedziała pani d‘Orbigny i westchnęła głęboko.
Dependent wszedł.
— Czego chcesz? — zapytał Ferrand.
— Hrabina Mac-Gregor chce się widzieć z panem.
— Proś niech zaczeka chwilkę.
— Nie zabieram więcej czasu, kochany panie Ferrand, — rzekła pani d‘Orbigny, — napiszesz zatem do mego męża, ponieważ on sobie tego życzy i natychmiast przyśle ci plenipotencję.
— Napiszę.