Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/314

Ta strona została skorygowana.
LVII.
HRABINA MAC-GREGOR.

Sara weszła do pokoju notarjusza ze zwykłą zimną krwią i pewnością siebie; Jakób Ferrand nie znał jej i nie wiedział, co ją sprowadza; jeszcze bardziej więc miał się na ostrożności, niż zwykle, w nadziei, że znowu wpada w jego sidła nowa ofiara. Wstał, podał krzesło hrabinie.
— Chciałam się z panem widzieć w nadzwyczaj ważnym interesie. Sława pańskiej uczciwości, dobroci i uczynności każe mi mieć nadzieję, że nie odmówisz żądaniu.
Notarjusz lekko się ukłonił.
— Wiem, że umie pan dochować tajemnicy.
— To mój obowiązek.
— Jesteś mężem surowym, prawym.
Notarjusz skłonił się znowu.
— Gdyby jednak panu powiedziano, że od pana zależy wrócić życie, więcej niż życie nieszczęśliwej matce, czy potrafiłbyś odmówić?
— Niech wiem o co idzie, wtedy odpowiem.
— Przed czternastu laty, w grudniu 1824-go roku, człowiek młody jeszcze, w żałobie, oddał panu sto pięćdziesiąt tysięcy franków dla trzyletniego dziecięcia, którego rodzice nie chcieli być znanymi. Suma ta miała być umieszczona, zrzekając się prawa do kapitału, z zastrzeżeniem dożywotniego procentu.