Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/317

Ta strona została skorygowana.

dzisz do mnie z żądaniem podstawienia dziecięcia, zniszczenia aktu zejścia, z żądaniem popełnienia zbrodni! Pierwszy raz w życiu spotyka mnie taka obelga, nie zasłużyłem jednak na nią.
— Lecz to wszystko stanie się bez niczyjej krzywdy. Moja siostra i mężczyzna, którego chce zaślubić, owdowieli bezdzietnie, oboje opłakują stratę córki. Oszukując ich, wrócimy im szczęście, życie, zapewnimy świetny los jakiej biednej, opuszczonej dziewczynie. Więc to szlachetny czyn, nie zaś zbrodnia.
— Przestańmy, bo nie jestem grzecznisiem i mogłabyś pani ode mnie usłyszeć prawdę aż nazbyt przykrą.
Sara rzuciła na notarjusza, głębokie, ostre spojrzenie i rzekła ozięble:
— Więc pan odmawia?
— Nie obrażaj mnie pani powtarzaniem swoich obelg.
— Strzeż się!
— Pani mi grozi?
— Grożę. I, żeby dowieść, że nie napróżno, wiedz naprzód, że nie mam siostry.
— Jakto?
— Jestem matką tego dziecięcia.
— Pani?
— Ja! Nieprostą drogą szłam do celu. Zmyliłam bajkę, żeby pana do litości pobudzić. Lecz jesteś bez serca, zrzucam maskę. Chcesz wojny, dobrze, będzie wojna!
— Wojna? dlatego, że nie chcę brać udziału w zbrodniczym podstępie? Co za śmiałość!
— Od początku naszej rozmowy, sama nie wiem dlaczego, przychodzą mi wątpliwości, czy zasługujesz pan na powszechny szacunek i poważanie, lubo je pozyskałeś.
— Skończmy tę rozmowę.
— Wprzód dowiedz się pan o mojem postanowieniu. Zgóry i otwarcie powiadam, że jestem przekonaną o śmierci mojej córki, ale to nic nie znaczy, powiem, że