Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/318

Ta strona została skorygowana.

nie umarła: sprawy mniej podobne do wiary wytaczają przed sądy. Pan, w dzisiejszem położeniu swojem, musisz mieć wielu zazdrosnych; szczęściem będzie dla nich sposobność, żeby ci szkodzić, a ja im ją podam. — Prawda, że trudno znaleźć przyczynę, lecz od czegóż są adwokaci? Naprzykład możnaby dać taką: pozbyłeś się dziewczynki, iżby się z owym klijentem podzielić sumą umieszczoną na dożywocie dla dziecięcia.
Notarjusz obojętnie ruszył ramionami.
— Gdybym się chciał dopuścić takiego występku, wolałbym dziecię zabić, niż zmyślić akt zejścia.
Sara zdziwiona zadrżała, potem po chwili milczenia rzekła:
— Namyśl się pan dobrze, jutro trzeba mi stanowczej odpowiedzi. Możesz zrobić to, czego żądam. Ojciec mojej córki w radości nie będzie się zastanawiał nad niepodobieństwem jej zmartwychwstania, bylebyśmy dobrze ułożyli kłamstwo, które i tak go uszczęśliwi.
Jakób Ferrand zachował zimną krew, mimo tak dziwnego i niebezpiecznego położenia.
Hrabina, przekonana o śmierci córki, przyszła do niego z żądaniem podania jej za żywą, a on ją właściwie zrobił umarłą przed czternastu laty.
Zbyt był przebiegły; zbyt dobrze znał niebezpieczeństwo jego położenia, żeby miał nie czuć ważności gróźb Sary.
Ferrand, chcąc zyskać na czasie dla wynalezienia środków do odparcia groźnego niebezpieczeństwa, rzekł zimno:
— Dajesz mi pani czas do jutra; ja zaś pani dwa dni daję czasu do namysłu nad krokiem, którego całej ważności pani nie pojmujesz. Jeżeli wtedy nie odbiorę od pani listu, że się zrzekasz szalonych i występnych swoich zamiarów, dowiesz się własnym kosztem, że prawo umie zasłonić uczciwego człowieka, nie chcącego należeć do zbrodni i że potrafi dosięgnąć rozsiewaczy niegodziwych fałszów.
— To ma znaczyć — odpowiedziała Sara, — że żądasz