Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/333

Ta strona została skorygowana.
I.
KAROL ROBERT

.

Major, jak go nazywała pani Pipelet, wszedł bez ceramonij do notarjusza, który, będąc w złym i ponurym humorze, ledwo go przywitał.
— Kochany notariuszu, idzie o rzecz dla mnie ważną. Wiesz, że przy pożyczeniu ci trzystu pięćdziesięciu tysięcy franków na zapłacenie notarjatu, zawarowałem sobie, że, za wymówieniem na trzy miesiące naprzód mogę odebrać moją sumę, od której płacisz mi procenty. Jednem słowem, proponują mi kupno dóbr, i jeżeli ci to nie zrobi przykrości, chciałbym, to jest życzyłbym sobie odebrać od ciebie moje pieniądze i przychodzę cię o tam zawiadomić podług umowy...
— Więc myślisz, że twoje pieniądze u mnie niepewne?
— O nie, wcale nie, ale radbym je mieć w ręku.
— Zaczekaj tu — Ferrand zamknął biurko i wstał.
— Dokąd idziesz, kochany notarjuszu?
— Po dowody przekonywujące jak prawdziwe są rozsiewane wieści, że źle, stoję w interesach — odpowiedział notarjusz z szyderstwem. I Otworzywszy ukryte drzwiczki, prowadzące do jego własnych pokojów, wyszedł.
Zaledwie wyszedł, gdy zapukał starszy dependent.
— Niema pana notarjusza?
— O co chodzi?