Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/344

Ta strona została skorygowana.

jemniejszego, jak obdarzyć kogoś niespodziewanem szczęściom! — Lecz jakim sposobem ten dowód przychylności naprowadził na przykrą rozmowę?
— Bo, niestety — rzekła, rumieniąc się, Klemencja — d‘Harville z moich słów powziął nadzieję, których nigdy spełnić nie mogę.
— Rozumiem, on tak czule panią kocha.
— Im więcej zrazu wzruszyła mnie jego wdzięczność, tem bardziej zastraszyła mnie potem jego mowa.
— Lituję się nad nim, lecz nie mogę pani ganić. Ale miejmy ufność, że z czasem pozna wartość przywiązania pani i poprzestanie na niem. Teraz myślmy o innych nieszczęśliwych. Obiecałem pani dobry uczynek, któryby panią zajął, jak romans. Przyszedłem dotrzymać słowa.
— Już! Co za szczęście! — Jakżem dobrze zrobił, że nająłem pokoik w owym domu na ulicy Temple. Niema pani pojęcia,ile tam poczyniłem odkryć ciekawych, zajmujących! Byłem wczoraj w Temple. Pani nie wie, co to jest Temple?
— Nie wiem.
— Jest to bardzo oryginalny rynek, chodziłem tam dla kupna wielu sprawunków z moją sąsiadką z czwartego piętra. Ta sąsiadka, to śliczna drobniuchna gryzetka, nazywa się Rigoletta, zawsze się śmieje i nigdy nie miała kochanka.
— Cnotliwa gryzetka, to nadzwyczajne!
— Wróćmy do naszej intrygi. Chodziłem tedy z Rigolettą kupić niektóre rzeczy dla Morelów i, przewracając przypadkiem szufladki w starem biurku, znalazłem bruljon listu, w którym jakaś kobieta żaliła się, że oszustwo dłużnika doprowadziło ją do ostatniej nędzy. Kupcowa powiedziała mi, że kupiła to biurko od jakiejś młodej jeszcze kobiety, zdaje się, dawniej bogatej, lecz z dumą znoszącej teraźniejszą nędzę.