Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/347

Ta strona została skorygowana.
III.
SIDŁA.

Pani d’Harville spostrzegła, że Rudolf wpatruje się w nią w milczeniu. Zarumieniła się, spuściła oczy, a potem podnosząc je, rzekła z miłem pomieszaniem, które ją czyniło jeszcze piękniejszą:
— Książę śmieje się z mego zapału. Bo ja z niecierpliwością czekam rozkoszy, mających ożywić mój byt dotąd smutny, bozpożyteczny. Jednego uczucia, najwyższego szczęścia, nigdy nie zaznam. Lecz dzięki księciu, gdzieindziej znajdę szczęście, dobroczynność zastąpi miłość, dzisiaj już doznałam tylu rozczulających wzruszeń! słowa księcia tyle mają wpływu na mnie! Skąd w księciu tak szlachetna litość?
— Wiele cierpiałem, wiele cierpię jeszcze, dlatego znam tajemnice boleści.
— Książę, książę jesteś nieszczęśliwy?
— Tak, bo zdaje się, że los chciał mnie usposobić do pomagania nieszczęściu, dając mi je poznać w całej obszerności. Srodze się nade mną pastwił, jako przyjaciela zranił mnie w przyjacielu, jako kochanka — w pierwszej kobiecie, którą kochałem ze ślepem zaufaniem młodości, jako małżonka dotknął mnie w żonie, jako syna dotknął mnie w ojcu, jako ojca — w mojem dziecięciu.
— Sądziłem, że księżna nie zostawiła potomstwa.