Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/353

Ta strona została skorygowana.

Potem dodał do Józefa:
— Zaadresuj: Hrabiemu de Saint-Remy. Lucenay nie może się obejść bez niego; Pan de Monville, towarzysz podróży księcia; Lordowi Duglas, jego partner wistowy; Baronowi de Cezannes, jego przyjaciel od dzieciństwa. Napisałeś?
— Już gotowe.
D’Harville zadzwonił, lokaj wszedł.
— Poślij natychmiast te bilety, Filipie — rzekł do niego markiz — i poproś tu pana Doublet. A ty stary, co ci jest? — zapytał, zostawszy sam z Józefem, który patrzył na niego w osłupieniu.
— Nie mogę się opamiętać, nigdy pana nie widziałem tak wesołego. Pan, zawsze blady, masz dziś rumieniec.
— Bom szczęśliwy, mój Józefie, ma zawsze szczęśliwy. Musisz mi pomóc w jednej intrydze. Dowiesz się od paniny Julji, co ma pod kluczom brylanty markizy, o nazwisku i mieszkaniu jej jubilera, tylko niech pani nic o tem nie powie.
Pan Doublet, plenipotent markiza, wszedł, kiedy Józef wychodził.
— Kochany panie Doublet, myślę cię przestraszyć — rzekł markiz z wesołym uśmiechem — włosy ci powstaną na głowie. Chcę wydać dużo pieniędzy, ale to ogromine dużo.
— Nic nie znaczy, panie markizie, możemy wiele wydać, Bogu dzięki możemy.
— Już dawno mam zamiar przybudować w ogrodzie galerję do prawego skrzydła pałacu. W tej galerji będę dawał bale, chcę, żeby powstała jakby przez czary, a że takie czary drogo kosztują, trzeba będzie sprzedać za piętnaście albo dwadzieścia tysięcy franków rent, to chciałbym jak najprędzej zacząć budowę.
Józef wrócił i oznajmił:
— Jubiler pani nazywa się Baudoin.
— Kochany panie Doublet, idź też do tego jubilera