Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/357

Ta strona została skorygowana.

kach sofy. — A kto będzie? Saint Remy? nie, nie; on wyjechał na wieś przed kilku dniami; posyłałem do niego, żeby mi był sekundantem, ale już wyjechał; musiałem się udać do lorda Duglas i pana Cezainnes.
— Właśnie zaprosiłem ich na śniadanie.
— Brawo! brawo! brawo! — zaczął znowu krzyczeć książę i dla akompanjamentu rzucał się po sofie, jak szczupak.
Te sztuki akrobatyczne przerwało przybycie pana de Saint-Remy, który wszedł wesoło, mówiąc:
— Nie potrzebowałem się pytać, czy jest Lucenay, na dole już było go słychać.
— Jakto! to ty, piękny Sylwianie, parafjaninie! wilkołaku! — zawołał zdziwiony książę, zrywając się z sofy, — myślałem, żeś na wsi.
— Wczoraj wróciłem, tylko co odebrałem zaproszenie od d‘Harvilla i przybywam uradowany z tej niespodzianki.
I Saint-Remy podał rękę księciu, a potem markizowi.
— Bardzo ci dziękuję za taką gotowość na moje zaproszenie, kochany Saint-Remy. Bo też przyjaciele księcia powinni się radować, że tak dobrze skończył się pojedynek, który mógł mieć i zły koniec.
— Ale, ale — przerwał znowu Lucenay, — pocoś ty w zimie jeździł na wieś, Saint-Remy. To mnie zastanawia.
— Jaki ciekawy! — rzekł Saint-Remy do d’Harvilla, potem odpowiedział księciu: — Chcę się pomału odzwyczaić od Paryża.
— Aha! to także dziwna myśl, starać się o miejsce przy poselstwie francuskiem w Gerolstein.
— Cicho, mój kochany Lucenay — zawołał Saint-Remy; — nie mów nic złego o Gerolsteinie, bo rozgniewasz d’Harvilla; on jest przyjacielem od serca księcia Rudolfa, który mnie bardzo dobrze przyjął na balu u posła ***, gdzie mu byłem przedstawiony.
Tymczasem i reszta zaproszonych nadeszła, gdy wtem wszedł Józef i powiedział swemu panu kilka słów do ucha.