Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/359

Ta strona została skorygowana.

pieniędzy, zamieniła swoje brylanty na fałszywe, spotkanie z jubilerem było mu wcale nieprzyjemne, rzekł jednak zuchwale:
— Jacy to ciekawi ci mężowie! nie odpowiadaj, panie Baudoin.
W czasie tej rozmowy jubiler rozłożył na biurku kilka cudnych naszyjników z rubinów i brylantów.
— Co za ogień tych kamieni! co za wyborne rznięcie! — zawołał lord Duglas.
— Jest to robota najlepszego rzemieślnika w Paryżu; na nieszczęście dostał pomieszania zmysłów, równego mu nie znajdę prędko. Zapewniano mnie, że z nędzy dostał pomieszania.
— Wiele za ten naszyjnik? — zapytał d’Harville.
— Pan markiz raczy zauważyć, że kamienie są pierwszej wody i doskonale rznięte, prawie wszystkie jednej wielkości. Ostatnia cena czterdzieści dwa tysiące franków.
— Panowie — zawołał książę de Lucenay, — uwielbiajmy d’Harvilla, kupuje żonie podarunek za czterdzieści dwa tysiące franków, tam do djabła, nie rozgłaszajmyż tego, bo to szkaradny przykład.
— Śmiejcie się jak chcecie — odpowiedział wesoło markiz. — Kocham się w mojej żonie i nietylko z tem się nie kryję, ale owszem chlubię się.
— Mamy oczywiste dowody — rzekł Saint-Remy — taki podarunek mówi głośniej, niż wszelkie przysięgi.
— Biorę więc ten naszyjnik — rzekł d’Hairville.
Jubiler wyszedł. D’Harville oddał kupione brylanty Józefowi i rzekł mu pocichu:
— Niech panna Julja zręcznie włoży te kolje między inne brylanty pani, bo chcę, żeby żona znalazła je zupełnie niespodzianie.
W tej chwili dano znać, że śniadanie już zastawione, goście przeszli do sali jadalnej i siedli do stołu.
— Wiesz co, kochany d’Harville — rzekł pan de Lu-