Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

ścisnął jak w kleszczach rękę Sary. Nim się obrócił. Puhaczka obdarła go. Sara z zimną krwią przemówiła do Toma:
— Oddaj im pieniądze. — A zwracając się do Bakałarza, dodała: — Nie wołamy pomocy, nie róbcie nam nic złego.
Puhaczka, przetrząsnąwszy kieszenie swych ofiar, rzekła do Sary: — Pokaż ręce, może masz pierścionki. Ani jednego... co za nędza!
Tom z zimną krwią, która go ani na chwilę nie odstąpiła, rzekł do Bakałarza:
— Mam w pugilaresie ważne papiery, nic ci z nich nie przyjdzie; odnieś mi je jutro, a dam ci 25 luidorów.
— Aha! żebyś mnie przytrzymał. Gadaj zdrów...
— Zaraz, zaraz, — zawołała Puhaczka: — jeżeli chce, można się ułożyć. Wiesz, gdzie jest Saint-Denis i Saint-Ouen?
— Wiem.
— Otóż przyjdź jutro rano sam jeden z pieniędzmi na równinę przed Saint-Ouen; ja tam będę z pugilaresem.
— Ale on cię każe schwytać.
— Nie bój się; mam jedno oko, ale dobre, jeżeli kogokolwiek z nim zobaczę, zje djabła nim mnie złapie.
Sara, jakby uderzona nagłą myślą, zapytała bandyty.
— Chcesz zarobić dużo pieniędzy?
— Zapewne.
— Widziałeś w szynku, gdzieśmy byli, człowieka, po którego przyszedł węglarz?
— Byłbym go uczęstował, ale mnie przewrócił na stół i uciekł. Jeżeli o niego chodzi, dajcie mi tysiąc franków, a zabiję go.
— Saro!... — zawołał Tom przelękniony.
— Nie idzie tu o zabicie, nędzniku! — rzekła Sara. — Przyjdź jutro do Saint-Denis, będzie tam mój towarzysz