tość tej nieszczęśliwej dziewczynie, że mogę pani powierzyć tę tajemnicę. Powtarzała imię: Rudolf.
— Rudolf! — krzyknęła markiza.
Dozorczyni odeszła.
— Rzecz dziwna, niepojęta — pomyślała markiza d‘Harville, — jakie wrażenie sprawiło na mnie samo imię Rudolfa. Lecz jakżem nierozsądna, jakie stosunki zachodzić mogą między nim, a stworzeniem tego rodzaju? — Po chwili dumania znowu mówiła do siebie: — Powiedział prawdę, jak mnie to wszystko zajmuje! Serce i umysł rosną, rozszerzają się, zajęte tak sztachetnem zatrudnieniem. Łatwo mi to będzie, tak miło mi iść za radami Rudolfa! Być mu posłuszną, to samo znaczy, co kochać go. O! ja czuję z uniesieniem, że jego tchnienie ożywia mój nowy byt; nie mam innych myśli jak te, które on ma, bo go kocham, tak, kocham go, ale ta tajemnica całego życia mego wiecznie zostanie przed nim zamkniętą.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/367
Ta strona została skorygowana.