Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/369

Ta strona została skorygowana.

dło, wolno wam łajać mnie, śmiać się ze mnie, wszystko mi jedno, tylko mnie nie bijcie, o to jedno was proszę.
— Co to masz w tej chustce? — zapytała Wilczyca.
— Odbierz, Wilczyco! wydrzyj! zobaczymy, co ona tam ma! — krzyczały pomięszane głosy.
— Powiem wam, to powijaki — dla mego dziecka, zbieram na nie porzucone kawałki starego płótna.
— Dawaj powijaki! — zawołała Wilczyca i wyrwała zawiniątko z rąk Joaśki.
Rozdarła się stara chustka, kawałki rozmaitego koloru materji i płótna rozleciały się po dziedzińcu, kobiety deptały je nogami z krzykiem i śmiechem.
— Co za łachmany!
— Jak u gałganiarza!
— I ona to zszywa!
— Jakżeście wy nieludzkie — wołała biedna, goniąc za rozrzuconemi gałgankami. — Cóżem wam zrobiła — dodała płacząc: — czynię, co chcecie, oddaję wam połowę mego chleba, chociażem sama głodna! — Nagle zawołała: — Gualeza idzie! Gualezo, poproś je, aby mnie nie dręczyły, będą cię słuchać, bo cię tak kochają, jak mnie nienawidzą.
Właśnie Gualeza wchodziła na podwórze. Była ubrana, jak wszystkie inne kobiety, a jednak i w tem ubraniu była piękna. Zmieniła się jednak od czasu porwania, z folwarku Bouquevail: dawny lekki rumieniec zastąpiła marmurowa bladość, na twarzy malował się głęboki smutek.
Gualeza, nie odpowiadając ani słowa, zaczęła zbierać po jednemu rozproszone szmaty i zgromadziła je wszystkie, została tylko jeszcze do odebrania czapeczka dziecinna, którą Wilczyca trzymała w ręku.
— Proszę cię, daj mi ją — rzekła Gualeza.
— Nie dam — odpowiedział Wilczyca — czy dlatego mamy ci zawsze ustępować, żeś najsłabsza z nas? nadużywasz naszej dobroci.
— Jakaż byłaby twoja zasługa, jeślibyś mi ustąpiła,