towna i prędka, wzięła czapeczkę, wrzuciła w nią dwadzieścia su i zawołała, pokazując ją towarzyszkom:
— Daję dwadzieścia su na powijaki dla dziecka Joaśki. Same je pokrajemy i uszyjemy.
— Tak, tak, złóżmy się.
— Ja daję dziesięć su.
— Ja trzydzieści.
— Ja tylko cztery, nie mam więcej.
— Ja nic nie mam, ale daję mój jutrzejszy obiad, kto go kupi?
— Ja — rzekła Wilczyca; — płacę za ciebie dziesięć su, ale obiadu twego nie biorę, zjesz go sama.
Trudno wyrazić radość Joaśki; łzy nadawały jakiś wzruszający wyraz jej brzydkiej warzy, jaśniejącej szczęściem i wdzięcznością. I Gualeza była uszczęśliwiona, mimo to, że musiała powiedzieć Wilczycy, kiedy ta przyszła do niej z czapeczką:
— Nie mam pieniędzy, ale będę szyła, ile mi sił starczy.
— O mój aniele opiekuńczy! — zawołała Joaśka, padając na kolana przed Gualezą i chwytając jej rękę, żeby ją pocałować — czemże zasłużyłam na tyle dobroci i łaski?
— Mamy osiemdziesiąt osiem franków i siedem su — rzekła Wilczyca, przeliczywszy składkę. — Komu to dać do schowania? Joaśce nie można, ona nie umie obchodzie się z pieniędzmi.
— Oddaj Gualezie — wołano zewsząd.
— Słuchajcie — rzekła Gualeza — najlepiej oddajmy pieniądze pani Armand i prośmy ją, żeby kupiła, czego trzeba. A może nawet pani Armand, widząc ten dobry postępek, uprosi dla niejednej skrócenie czasu więzienia. I cóż, Wilczyco — dodała, biorąc ją za rękę — czy teraz nie jesteś weselszą, niż kiedyś rozrzucała szmatki Joasi?
— Pójdź Gualezo! mam ci coś powiedzieć — szepnęła Wilczyca ponuro. I, odprowadzając ją od innych kobiet, zawiodła nad brzeg sadzawki i usiadła z nią na stojącej tam ławce.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/371
Ta strona została skorygowana.