— Co mi masz powiedzieć? — zapytała Gualeza towarzyszki, siedzącej obok niej w ponurem milczeniu.
— Musimy się rozmówić — zawołała Wilczyca — tak dłużej zostać nie może.
— Cóżem ja tobie winna?
— Winnaś, bo nie jestem ta sama od czasu twego tu przybycia, tak, nie mam ani serca, ani siły, ani odwagi. Gdyby mój kochanek, Mancjal, wiedział, jak ja tu postępuję od trzech dni, zabiłby mnie na miejscu.
— Cóżeś złego zrobiła? Czy żałujesz dobrodziejstwa, wyświadczonego Joaśce?
— Żałuję!
— Nie wierzę ci.
— A ja powtarzam, że żałuję, bo to nowy dowód, że ty z nami robisz, co chcesz. Dłużej tego nie zniosę. Nie darmo nazywają mnie Wilczycą, a przecież parę razy pragnęłam być do ciebie podobną, skąd się to bierze?
— Proszę cię, posłuchaj mnie...
— Nie, na nic się dla mnie nie zdało słuchać ciebie, patrzeć na ciebie. Nigdy nikomu nie zazdrościłam. A teraz! spostrzegłam już parę razy, jakżem głupia i nikczemna, że ci zazdroszczę twojej łagodnej i smutnej twarzy! Zazdroszczę ci czasem nawet blond włosów i oczu niebieskich, chociaż sama brunetka, zawsze nienawidziłam blon-
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/372
Ta strona została skorygowana.
VIII.
WILCZYCA I GUALEZA.