Nazajutrz po nocnej burzy zajaśniało pięknie jesienne słońce. Rudolf około godziny jedenastej poszedł na ulicę Grochową do szynku pod Białym Królikiem. Jego ubiór wyrobnika odznaczał się pewną starannością: miał nową bluzę, czarną jedwabną chustkę niedbale związaną, a na niej wywinięty kołnierz od koszuli. Ubiór ten zgadzał się z miłem obejściem Rudolfa, w którem się łączyła swoboda z siłą i zręcznością.
Gospodyni siedziała przed domem.
— Do usług pańskich... chcesz zapewne reszty z dwudziestu franków? — zapytała z uszanowaniem. — Należy ci się siedemnaście Iiwrów i dziesięć sous... Ale, ale... pytano tu wczoraj o pana; jakiś wysoki jegomość z kobietą przebraną za mężczyznę... Pili z Szurynerem.
— Z Szurynerem? i o czemże z nim mówili?
— O różnych rzeczach: o Czerwonym Janku, o pogodzie. Chcesz reszty?
— Tak, i wezmę z sobą Gualezę na cały dzień na wieś.
— Nie można, mój chłopcze. Bo by nie wróciła. W moich sukniach chodzi i winna mi dwieście dwadzieścia franków za stół i mieszkanie.
— Masz tu pieniądze, — rzekł Rudolf, rzucając na
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/38
Ta strona została skorygowana.
VIII.
PRZEJAŻDŻKA.