Zaprowadzimy czytelnika do domu przy ulicy Temple, w dniu śmierci markiza d’Harville. Trzecia godzina wybiła. Pan Pipelet sam jeden siedzi w swojej izdebce i jako pracownik sumienny i pilny, zajmuje się naprawą buta, który niejednokrotnie wypadł mu z rąk, w czasie ostatniego figla Cabriona. Pilpelet nie posiadał ani głowy nadzwyczajnej, ani wysokich zdolności umysłowych, ani wyobraźni zbyt poetycznej, miał tylko zdrowy rozsądek, ale na nieszczęście, dlatego właśnie, że obdarzony był takim rozsądkiem, nie rozumiał żartów i biedził się nad wynajdywaniem rozsądnych przyczyn, mogących wytłumaczyć niesłychane postępki Cabriona. Pani Pipelet trafnie oceniała postępowanie malarza, lecz pan Pipelet, mąż myślący, ubolewał nad zaślepieniem małżonki, nie dopuszczał nawet myśli, żeby się znalazł śmiałek dość zuchwały, aby tak szanownego męża obrać za cel swoich żartów i był przekonany, że niepojęte postępki Cabriona ukrywają jakieś zamiary, tajemnicze i ważne.
— Poniosę głowę moją na rusztowanie — mówił do siebie — tak, prędzej poniosę ją na rusztowanie, aniżeli bym przypuścił, że Cabrion pastwi się nade mną jedynie w celu wypłatania niedorzecznego figla, żartu, farsy.
Rozmyślania te przerwał panu Pipelet krzyk głośny, nagły i przenikliwy, dający się słyszeć ze schodów:
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/384
Ta strona została skorygowana.
X.
NARZUCONA PRZYJAŹŃ.