Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/387

Ta strona została skorygowana.

— Jabym tu zawiesił portret obrzydłego człowieka, złoczyńcy, potwora? Anastazjo! czy chcesz mnie do szaleństwa doprowadzić?
— A więc powiedz, kto mógł zawiesić ten portret?
— Nikt inny tylko ty.
— Ja? skąd ci przyszła ta myśl?
— A któż inny?
— To figiel Cabriona, ale dobry, istotnie dobry figiel.
— Figiel! — wrzasnął Pipelet, nie posiadając się z gniewu. — Nie, nie figiel, ale zamach zbrodniczy, spisek! Udam się do komisarza policji, podam skargę, złożę raport na dowód, jak srodze się nade mną pastwią. Zdrajca nie będzie mógł zaprzeczyć. Własną jego ręką tu napisano: Cabrion, przyjacielowi swemu Pipelet, na pamiątkę! O! on mnie zabije! Mów! jesteś tu, potworo? jesteś? — krzyczał Pipelet prawie w obłąkaniu i powiódł wielkiemi oczyma wokoło, jakby chciał obejrzeć wszystkie zakątki izby.
— Jestem, drogi przyjacielu! — rozległ się dobrze znany głos Cabriona.
Malarz stał za drzwiami i z rozkoszą przysłuchiwał się tej scenie, lecz, wymówiwszy ostatnie słowa, zemknął co prędzej, zostawił jednak, jak później zobaczymy, ofierze swojej nowy powód do gniewu, strachu i rozmyślania.
Drzwi się otworzyły i weszła pani Seraphin, gospodyni notarjusza Jakóba Ferrand. Pani Pipelet przywitała ją wesoło, i uprzejmie, bo nie chciała dać poznać po sobie, że ma nieprzyjemności domowe, które jej zepsuły humor.
— Powiedzcie mi — zapytała Seraphin — co znaczy ten nowy znak u was nad drzwiami?
Stroskany odźwierny nie był w stanie słowa wydobyć.
— Na znaku napisano: Pipelet i Cabrion, przyjaciele, handlują różnemi rzeczami. Dowiedzieć się u odźwiernego.
Pipelet utopił osłupiały wzrok w pani Seraphim, nie rozumiał, nie chciał rozumieć.
— Przyznaję, dziwnem mi się zdaje, iż mąż pani ogła-