Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/39

Ta strona została skorygowana.

stół jedenaście luidorów. — A wiele kosztują najęte suknie?
Szynkarka, zdziwiona, z niedowierzaniem oglądała luidiory.
— Czy myślisz, że fałszywe? to poślij zmienić i basta...
— Jej suknie kosztują przynajmniej sto franków.
— Takie łachmany? Cóż znowu... Do wczorajszej należytości dodam ci jeszcze luidora i koniec.
— To nie dam sukien i Gualeza stąd nie wyjdzie.
— Djabli cię kiedyś wezmą! Masz pieniądze i zawołaj mi Gualezę. Powiedz, że pójdzie ze mną na wieś... nic więcej... A madewszystko niech nie wie, żem zapłacił jej długi.
— Mnie wszystko jedno, nawet lepiej. Niech myśli, że jest jeszcze w mojem ręku. — I wyszła, a po chwili, wróciwszy, zawołała — Gualeza nie chciała mi wierzyć i cała stanęła w płomieniach, jak się dowiedziała, żeś przyszedł. Ale kiedym powiedziała, że jej wolno na cały dzień iść na wieś... pierwszy raz w życiu chciała mi się rzucić na szyję.
— Z radości, że się ciebie pozbędzie.
W tej chwili weszła Gualeza. Zarumieniła się, poznawszy Rudolfa i spuściła oczy.
— Chcesz ze mną na cały dzień pojechać na wieś, moja kochana? — spytał Rudolf.
— Bardzo chętnie, jeżeli gospodyni pozwoli.
— Pozwalam ci, moja koteczko, za twoje przykładne postępowanie...
Wyszli wśród cichych przekleństw gospodyni.
— Powiedz mi, — zapytał, — w którą stronę pojechać?
— Wszystko mi jedno, byle na wieś... Już pięć miesięcy nie byłam dalej, jak na rynku z kwiatami.
— Chodziłaś po kwiaty?