Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/401

Ta strona została skorygowana.

— Nie trać serca, sąsiadko, wesołość twoja wróci, kiedy Germain będzie uwolniony.
— Czyliż nie wiem, że muszą go uwodnić? wszak dosyć przeczytać sędziom list, co do mnie napisał, nieprawda że to dosyć — panie Rudolfie?
— Niewątpliwie, list tak prosty i czuły nosi na sobie piętno prawdy, trzeba nawet żebyś mi pozwoliła wziąć z niego kopję, będzie potrzebny do obrony Germaina, jutro ci oddam.
— Jak pan uważa.
— Ale przychodzi mi ma myśl, że mam wolną godzinę, jeżeli chcesz, odprowadzę cię do mieszkania Germaina?
— Bardzo proszę, mój sąsiedzie. Już się ściemnia, a wieczorem nie lubię sama chodzić po ulicy. Ale iść tak daleko to pana zmęczy i może znudzi?
— Bynajmniej, weźmiemy fiakra, zawiozę cię tam i odwiozę do domu.
Kiedy schodzili, ze schodów i mijali izbę odźwiernego, ujrzeli pana Pipelet, który opuściwszy ręce, szedł naprzeciw nich przez sień, w prawicy trzymał znak oznajmiający publiczności, że jest przyjacielem Cabriona, a w lewej ręce portret przeklętego malarza.
Anastazja wkrótce ukazała się w progu i zobaczywszy męża, zawołała:
— Otóż znowu jesteś, duszko moja! Cóż ci powiedział komisarz? Alfredzie, Alfredzie! uważaj przecie, wleziesz ma pana Rudolfa! Wybacz pan, królu moich lokatorów, przez tego urwisa Cabriona mąż mój prawie całkiem zgłupiał.
Usłyszawszy głos miły sercu, Pipelet podniósł głowę; na twarzy jego malowała się ponura gorycz.
— Co ci komisarz powiedział? — zapytała znowu Anastazja.
— Anastazjo! musimy zabrać ubóstwo nasze, ile go jest, uściskać przyjaciół, upakować tłomoki i rzucić Paryż, Francję, moją piękną Francję, albowiem pewny teraz bez-