Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/407

Ta strona została skorygowana.

czętowała list na progu, przeczytała go przy świecy i odpowiedziała widocznie rada:
— Powiedz, że, dobrze, mój chłopcze, przyniosę co chcą, o tej samej godzinie jak tamtym razem, kłaniaj się pani.
Barbillon zbiegł szybko ze schodów, Rudolf wszedł do pokoju Germaina.
Na ulicy czekał na Barbillona człowiek o fizjognomji dzikiej i nikczemnej.
— Chodź ma wódkę, Mikołaju — szepnął Barbillon towarzyszowi, — stara dała się złowić, przyjdzie do Puhaczki, twoja matka pomoże nam odebrać jej kamienie a trupa wywieziemy w twojej łódce.
W chwilę patem Rudolf i Rigollotta wyszli z mieszkania Germaina i fiakrem wrócili ma Ulicę Temple. Skoro stanęli i drzwiczki otworzono, Rudolf przy świetle latarni spostrzegł stojącego u drzwi domu wiernego Murfa.
Obecność Murfa zapowiadała zawsze jakie ważne lub niespodziewane zdarzanie, bo on jeden tylko wiedział, gdzie znaleźć można Rudolfa.
— Co się stało? — zapytał żywo Rudolf, kiedy jeszcze Rigoletta wyjmowała z fiakra rozmaite rzeczy.
— Wielkie nieszczęście.
— Mów, mów prędzej! — Markiz d’Harville...
— Kończ, kończ...
— Zabił się!
— D’Harville! ach! — to okropne! — krzyknął Rudolf rozdzierającym głosem.
— To okropne — powtórzył po chwili milczenia. Potem, przypomniawszy sobie Rigolettę, dodał: — Przepraszam cię, moje dziecię, że cię nie odprowadzę na górę. Jutro przyślę ci mój adres i kartę na wejście do więzienia Germaina.
— Bardzo mnie smuci pańskie nieszczęście. Dziękuję, żeś mnie pan doprowadził. Do widzenia niezadługo.
— Bądź spokojna, przyjdę.