Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

Nie nawykła do takiej grzeczności, biedna dziewczyna ze zdziwieniem spojrzała na Rudolfa.
— Już pewnie, Gualezo, zapomniałaś, co ci Puhaczka mówiła wczoraj o twoich rodzicach...
— O, nie zapomniałam... myślałam o tem przez całą noc i płakałam... Ale to musi być nieprawda...
— Dlaczego? Cieszyłabyś się, gdybyś znalazła matkę?
— Ach, mój Boże! jeżeli mnie matka nie kochała... cóżby mi z tego przyszło... A jeżeli mnie kocha, to lepiej, aby myślała, niż nie żyję. Byłabym dla niej zmartwieniem i hańbą...
— Mylisz się: jeżeli cię matka kocha, to ci teraz prze baczy i przywiązanie wróci. Jeżeli cię sama porzuciła, to zobaczy, jak okropny los ci zgotowała...
W tej chwili powóz zbliżył się do Saint-Quen, gdzie droga skręca ku Saint-Denis. Wychyliła się przez drzwiczki i, klaszcząc w ręce, wołała:
— Co za szczęście! pozwól mi pan wysiąść... tu tak pięknie... pobiegam po łące.
— I owszem, moje dziecię...
Powóz stanął.
Rudolf i Gualeza, wziąwszy się za ręce, biegali po skoszonej łące. Niepodobna opisać pląsów, okrzyków radości i uniesień Gualezy; biedna, więziona przez tyle lat, chciwie połykała świeże powietrze. Lecz bieganie prędko ją zmęczyło; usiadła bez tchu na wywróconym pniu.
Cera jej przezroczysta, blada, okryła się żywym rumieńcem; podała Rudolfowi pęczek kwiatów i z wdzięcznością zawołała:
— Bóg jest dobry, że dał nam taki piękny dzień!
Rudolfowi łza stanęła w oku.