Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/412

Ta strona została skorygowana.

— Czy prędko powypruwasz te znaki?
Dziewczynka wzięła się pilnie do roboty i po kilku minutach oddała minutach skończoną koszulę; wdowa nie mówiąc jej słowa, rzuciła drugą. Amandyna niedość szybko schwyciła ją w powietrzu i koszula upadła na ziemię.
— Głupia dziewczyno! — burknęła starsza siostra i uderzyła ją ręką twardą jak drewno. Amandyna siadła, znowu na swoje miejsce i wzięła się do dalszej roboty, spojrzawszy ma brata oczami pełnemi łez.
I znowu milczenie panowało w kuchni. Na dworze wiatr wył ciągle i kołysał znak, wywieszany przed domem. Dzieci ze strachem patrzyły, że matka ich nie mówi ani słowa. Chociaż zawsze bywa małomówna, jednakże to milczenie zupełne i pewne ściśnięcie warg okazywało im, że ją trawi gniew wewnętrzny. Ogień dopalał się na kominie.
— Franciszku, polano! — zawołała Tykwa.
Chłopczyk spojrzał na komin i odpowiedział:
— Tu już niema drew.
— Pójdź do drwalni — rzekła Tykwa.
Amandyna nieznacznie trąciła brata łokciem, żeby go skłonić, aby zrobił, co Tykwa każę. Franciszek nie ruszył się z miejsca.
Starsza siostra spojrzała na wdowę, oczekując ukarania winowajcy: matka ją zrozumiała. Długim koszlawym palcem wskazała na pręt wierzbowy, giętki i gruby, stojący przy kominie; Tykwa przechyliła się w tył, wzięła narzędzie kary i podała je matce.
Franciszek widział giest matki, podskoczył i stanął w drugim kącie kuchni, dokąd pręt nie sięgał.
— Czy chcesz, żeby matka wstała do ciebie? — zawołała Tykwa.
Wdowa z prętem w ręku coraz bardziej przycinała blada wargi i patrzyła na Franciszka, nie mówiąc słowa.
— Wszystko mi jedno — odpowiedział Franciszek blednąc. — Wolę, żeby mnie wybiła tak jak onegdaj, niż pójść do drwalni i jeszcze w nocy.