Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/414

Ta strona została skorygowana.

kochała, nie ośmieliła się ani podnieść oczu, ani otrzeć łez, które, po jednej spadały na jej kalana. Tłumione jęki ją dusiły, ze strachu chciałaby była powstrzymać nawet bicie serca.
Wkrótce Tykwa wróciła z naręczem drzew. Na spojrzenie matki odpowiedziała kiwnięciem głowy potwierdzającem, to znaczyło, że istotnie piszczel trupa sterczał z ziemi. Wdowa przycięła wargi i szyła dalej, tylko igła nieco prędzej biegała w jej ręku.
Tykwa, pokrzątawszy się przy kominku, siadła znowu obok matki i rzekła:
— Więc ci się zdaje, matko, że niema niebezpieczeństwa dla Mikołaja? może i masz słuszność. Stara kazała mu czekać nad brzegiem na człowieka, który mu powie hasło: Bradamanti. Prawdę mówiąc, nic w tem niebezpiecznego. Jeżeli Mikołaj się spóźni, to może dlatego, że co znalazł na drodze, tak jak onegdaj ściągnął tę bieliznę. Bielizna, którą ukradł onegdaj, na długo nam wystarczy, a kosztuje nas tylko tyle, że wyprujemy znaki. Nieprawda, matko? — dodała Tykwa śmiejąc się głośno, przyczem wyszczerzyła zęby tak żółte jak jej twarz.
Wdowa nie okazała nawet, że słyszy pytanie.
— Ponieważ mówimy o opatrzeniu potrzeb domowych bez wydatku — rzekła znowu Tykwa — przychodzi mi m myśl, że coś więcej w innym może domu dostaniemy. Wszak wiesz, że od kilku dni jakiś staruszek zamieszkał w domu wiejskim pana Griffon, lekarza, w tym domu stojącym o sto kroków od brzegu rzeki?
Wdowa kiwnęła głową.
— Mikołaj powiadał wczoraj, że tam możeby teraz znalazł się dobry zarobek — mówiła dalej Tykwa — a ja od dziś rana wiem z pewnością, że tam jest co do wzięcia. Trzeba będzie posłać Amandynę, żeby przepatrzyła rozkład domu, nikt na nią nie zwróci uwagi, że się bawi i wszystko nam opowie, co widziała. Czy słyszysz? — zapytała surowo Amandyny.