Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/423

Ta strona została skorygowana.

lezienie się tak zręczne i nieprzewidzianie, powiedział ozięble:
— Teraz matko, rozprawmy się.
— Dobrze! rozprawmy się! — zawołała wdowa. — Chcę ci dużo powidzieć!
— I ja także, matko, powiem ci, co mam na sercu.
— Gdybyś żył sto lat, popamiętasz dzisiejszą noc.
— Nie zapomnę o niej! brat i siostra chcieli mnie zamordować, a ty matko, nic nie uczyniłaś, żeby ich wstrzymać. Ale mów, co masz do mnie?
— Od śmierci ojca twoje postępki są podłe!
— Daję ci ryby, które łowię i pieniądze, które, zarabiam! Niewiele to, ale dosyć, nic cię nie kosztuje. Chciałem być ślusarzem, żeby więcej zarabiać, ale kto od młodości włóczył się na rzecze i po lasach, nie może przywiązać się do jednego miejsca, tego w życiu już nie dokażę. A potem — dodał Marcjal ponuro — wolałem zawsze mieszkać samotnie na wodzie albo w lesie, tam przynajmniej nikt mnie nie wypytywał. Gdzieindziej zaś, kiedy mnie pytają o ojca, czyliż nie muszę powiedzieć: gilotynowany! o brata... galernik! o siostrę... złodziejka!
— O głupi tchórzu! chcesz być poczciwym! Poczciwym? czyż zawsze nie będziesz wzgardzony, odpychany, jako syn zabójcy i brat galernika? Zamiast czuć nienawiść, chęć zemsty, wściekłość, czujesz tylko strach, zamiast kąsać, uciekasz, kiedy ci gilotynowali ojca, porzuciłeś nas, podły! A wiedziałeś, że nie mogliśmy iść z wyspy do miasteczka, żeby na nas nie ciskali kamieniami jak na psów! O zapłacą nam za to! zapłacą.
Marcjal zdziwiony spojrzał na matkę i po krótkim namyśle rzekł do niej:
— Szukaliście zwady ze mną przy wieczerzy, żeby mnie stąd wyrugować?
— Tak jest, żeby ci pokazać, co cię czeka, gdybyś chciał zostać mimo naszej woli, piekło! słyszysz: piekło! codzień kłótnie, bitwy, a nie będziemy sami jak dziś wie-