czór, przyjaciele nam pomogą, tygodnia nie wytrzymasz.
— Powiadam, że zostanę, póki nie znajdę gdzieindziej pracy, aby zarobić na utrzymanie moje i dzieci. Gdyby, szło tylko o mnie, wróciłbym zaraz do lasu, ale żeby dzieci utrzymać, potrzebuję czasu ma wyszukanie sposobu do życia, póki go nie znajdę, zostaję.
Wdowa wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
— Więc nie pójdziesz? Mówiłam ci niedawno, że gdybyś żył sto lat, nie zapomnisz dzisiejszej nocy, wytłumaczę ci teraz, ale wprzódy powiedz, czy w żadnym razie stąd nie pójdziesz?
— Nie, nie, powtarzam, że nie!
— Słuchaj zatem. Czy wiesz, jakie jest rzemiosło twojego brata?
— Domyślam się, ale nie chcę wiedzieć.
— Trzeba żebyś wiedział: on kradnie.
— Tem gorzej dla niego.
— I dla ciebie.
— Czemuż dla mnie?
— Kradnie nocą, kradnie gwałtownie, za to posyłają na galery, my przechowujemy jego kradzieże, jeśli go złowią, ta sama kara nas czeka i ciebie także z nami, zabiorą nas wszystkich, dzieci rzucą na bruk, a tam nauczą się rzemiosła twego ojca i dziada tak dobrze jak tu.
— Wprzód mnie straszyłaś jednym sposobem, teraz znowu innym, nie boję się, dowiodę, że nigdy nie kradłem, zostaję.
— A! zostajesz? słuchaj więc dalej, przypominasz sobie, co tu zaszło w nocy przed Bożem Narodzeniem zeszłego roku? Nie przypominasz sobie, że Czerwony Janek przyprowadził tu dobrze ubranego człowieka, który musiał ukrywać się. Tej nocy ten człowiek, który miał dużo pieniędzy z sobą, został zamordowany w naszym domu, zakopaliśmy go w drwalni.
— Nieprawda! — krzyknął Marcjal blady z przerażenia, nie mogąc uwierzyć w tę nową zbrodnię swego
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/424
Ta strona została skorygowana.