Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/429

Ta strona została skorygowana.

której chustki należały, nam je podarowała. A ty, Franciszku?
— Mnie wszystko jedno, darowali nam, więc nasze.
— Ale za kradzież wsadzają do więzienia.
— A tak!
— O! jakie to musi być nieszczęście siedzieć w więzieniu.
— Co tobie się marzy! to nic złego. Pamiętasz kulawego garbusa, co mieszka w Paryżu u starego Micou i co tu raz w jesieni przyszedł z kilkoma jeszcze, za wszystkich płacił, hulał z nimi i w nocy nad wodą puszczał tak piękny fajerwerk? Wydał wtedy z osiemdziesiąt franków.
— Więc to był bogaty człowiek?
— Bogaty? zebrał pieniądze w więzieniu, i opowiada, że ma jeszcze siedemset franków. Mówił, że wszystko przehula, a potem znowu pójdzie kraść, i jeśli go złapią, to mu wszystko jedno, bo powróci do swoich dobrych kolegów w więzieniu.
— Więc zdaje się, że kraść nie jest źle, kiedy w więzieniu tak dobrze siedzieć?
— Nie wiem, tu jeden Marcjal tylko utrzymuje, że kraść nie powinniśmy, może się myli.
— O nie, Franciszku; trzeba mu wierzyć, on nas tak kocha.
— Prawda, że kocha! kiedy on w domu, nie ważą się bić, gdyby był dziś wieczorem, matka nie wybiłaby mnie tak okrutnie. Ach, jakaż to zła baba! jakże ją nienawidzę, chciałbym już urosnąć, żeby jej oddać wszystkie kije, cośmy od niej dostali, ty szczególniej, co nie jesteś tak wytrzymała jak ja.
— A Marcjal coby powiedział na to?
— O, gdyby nie on, dawnobym ich usłuchał, bo plagi już mi się sprzykrzyły. Gdybyś wiedziała, jak dziś matka była zła! a jednak prawda, że widziałem nogę trupa.
— Może tu dawniej był cmentarz?