— Bardzo chętnie.
Ojciec Micou wyjął ze starej szafy flaszkę wódki, wyszczerbioną szklankę, filiżankę bez uszka i nalał.
— W twoje ręce ojcze Micou.
— Zdrowie twoje i twojego rodzeństwa, mój chłopcze!
— Dziękuję. Jakże ci idzie z najmem domu?
— Jako tako. Mam kilku lokatorów, co się boją policji, ale też dobrze płacą.
— A za co?
— Cóż to, dziecko jesteś? nie rozumiesz? Jak kupuję, tak czasem i mieszkania wynajmuję, nie żądam od takich lokatorów świadectw, jak od ciebie nie żądam dowodu, że to twoja własna miedź. Trzeba sobie radzić na świecie jak można. Niekażdemu pieniądz lekko przychodzi! Mam kuzyna, co ma piękny hotel na ulicy Saint-Honore, żona jego ma magazyn szycia bielizny, blisko dwadzieścia szwaczek dla niej pracuje bądź w domu u siebie, bądź w magazynie.
— Słuchaj stary, muszą być tam i ładne?
— Widziałem kilka, gdy przynosiły robotę. Śliczniuchne! Jedna zwłaszcza, co w domu szyje, zawsze się śmieje, Rigoletta. Co za szkoda, że nie mam dwudziestu lat. Ale uczciwa.
— Ktoby tam wierzył! Dobra wódka, w twoje ręce, ojcze Micou.
— Do ciebie, chłopcze. Otóż mój kuzyn przysłał mi dwie kobiety, matkę i córkę, ubiory ich zszarzane, całą garderobę miały zawiązaną w chustce, chociaż to nie musi być nic wielkiego, kiedy nie mają świadectw i najmują mieszkanie półmiesięcznie, jednakże od czasu jak tu są, nie wychodzą z domu i żywa dusza u nich nie bywa, a gdyby nie były takie chude i blade, byłyby piękne kobiety, zwłaszcza córka! Ma najwyżej szesnaście lat, biała jak biały królik, a oczy czarne, duże. Co za oczy, powiadam ci, cudowne oczy.
— Tylko się tak nie zapalaj! Cóż te kobiety robią?
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/435
Ta strona została skorygowana.