Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/436

Ta strona została skorygowana.

— Powiadam, że ich nie rozumiem. Muszą być uczciwe, a jednak nie mają świadectw. I odbierają listy bez adresów. Może być, iż nie chcą się wydawać ze swoim. Wzięły pokój bez komina, każę im płacić za dwa tygodnie dwadzieścia franków i to zgóry. Może teraz chore, bo już od dwóch dni nie schodziły na <dół, pewno nie na niestrawność, bo od czasu jak tu są, ani razu nie gotowały sobi strawy. A jednak nigdy nikt u nich nie był i nie mają świadectw. No, jeszcze raz wypijmy.
— Ale ostatni, muszę iść. Cóż, kulawy gruby Robert jeszcze tu mieszka?
— Na górze obok kobiet, com ci o nich mówił. Już stracił, co zebrał w więzieniu, teraz musi być goły.
— Strzeż się! jemu po odbyciu kary na galerach jeszcze nie wolno mieszkać w Paryżu.
— Wiem, ale nie mogę się go pozbyć. Teraz ma jakieś plany; niedawno byli tu u niego Kulas i Barbillon. Boję się, żeby mi ten łotr nie narobił ambarasu. Dlatego też, skoro tylko termin mu wyjdzie, powiem, żeby się wynosił, że jego pokój najęty, naprzykład dla męża pani Saint-Ildefonse, tej, co to żyje z własnych dochodów. Cicho! jej sługa idzie.
Niemłoda kobieta, w brudnym szlafroku, weszła do sklepu.
— Co pani Charles rozkaże?
— Czy niema pańskiego siostrzeńca?
— Poszedł na pocztę, ale za chwilę wróci.
— Pan Badinot kazał, żeby ten list zaniósł pod wskazany adres, tylko zaraz, bo to pilne.
Sługa wyszła. Micou przeczytał adres i powiedział do Mikołaja:
— Widzisz, jakie wuj mojej lokatorki ma piękne znajomości! Mówiłem ci, że to ludzie bogaci: pisze do pan Hrabiego de Saint-Remy, ulica Chaillot. Pilne. Do rąk własnych. Kto ma lokatorów, co są w stosunkach z hrabiami, może od innych nie wymagać paszportów.