Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/440

Ta strona została skorygowana.

gotowi przyjść, tak jak wczoraj zaglądać przez dziurkę od zamku albo przez szpary w drzwiach. Co za straszny dom! o mój Boże! ale gdzież przyjęliby nas bez paszportu! I mogłażem pomyśleć, że mi trzeba będzie paszportu, kiedym wyjeżdżała z Angres własnem pojazdem, dlatego, że z córką nie chciałam jechać dyliżansem. — Potem rzekła z rozjątrzeniem: — okropność!... notarjusz obrabował nas, a ja nic mu zrobić nie mogę, nie mam nawet za co rozpocząć z nim procesu! Litograf, który nam dawał ryciny do kolorowania, odmawia dalszego zatrudnienia, bom nie chciała posyłać do niego Klary wieczorami samej. Trudno, ach trudno znaleźć jakiekolwiek zajęcie temu kto nikogo nie zna.
Mocne uderzenie w drzwi przestraszyło baronową i Klarę.
— Boże! co to jest? — krzyknęła Klara, zrywając się i objęła rękoma szyję matki, która zalękniona przycisnęła córkę do siebie. Obie z przerażeniem patrzyły na drzwi.
Drzwi znowu zatrzęsły się pod mocnemi uderzeniami.
— Kto tam? — zapytała baronowa drżącym głosem.
— Co u djabła! czyście głuche! Hej, sąsiadki — krzyczał z za drzwi ochrypły głos.
— Czego pan chcesz? nie znam pana, — odpowiedziała baronowa, usiłując ukryć swoje przerażenie.
— Jestem Robert, wasz sąsiad. Dajcie mi ognia, zapalić fajkę. Hej! żwawo!
— O Boże! to ten kulawy otyły człowięk, co zawsze chodzi pijany, — rzekła matka do córki.
Pijany uderzył nogą we drzwi, tak silnie, że stary zamek odleciał. Baronowa i Klara krzyknęły. Matka, pomimo swego osłabienia, rzuciła się ku drzwiom i zatrzymała podpiłego Roberta, który już był przestąpił próg.
— Narobię krzyku, — zawołała, — przyzwę na pomoc.
— Poco krzyczeć? Jeślibyście otworzyły same, ja nie