śliwa matka, dotknięta tym ostatnim ciosem, straciła siły.
— Mamo, o Boże, co ci jest? — zawołała Klara, niezdolna podnieść się.
Micou, jeszcze mocny, pomimo swoich lat pięćdziesięciu, zdjęty chwilową litością, wziął panią Fermont na ręce, wniósł ją do pokoju i rzekł:
— Przepraszam, że wchodzę, kiedy pani leży w łóżku, ale muszę wnieść pani matkę, zemdlała, zaraz przyjdzie do siebie.
Widząc wchodzącego mężczyznę, Klara krzyknęła przerażona i okryła się jak mogła. Micou posadził baronową na stołku i wyszedł zostawiając drzwi otwarte, bo tłusty kulawy pijak rozbił zamek.
W godzinę po tem zdarzeniu, gwałtowna choroba, której zaród baronowa oddawna nosiła w sobie, wybuchnęła. Trawiona silną gorączką, bredząc okropnie, nieszczęsna matka leżała w łóżku córki, która sama, przerażona, stroskana, prawie tyleż chora, nie miała ani pieniędzy, ani pomocy, i każdej chwili lękała się przyjścia bandyty, który mieszkał obok.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/446
Ta strona została skorygowana.