Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/452

Ta strona została skorygowana.

— Co tu za hałas? — zapytał.
— Dosyć tego, — rzekł hrabia, zwracając się do Boyera — chcę się widzieć z synem, jeżeli wyszedł, zaczekam.
Powiedzieliśmy już, że Boyer wiedział, że pan jego ma ojca mizantropa, kamerdyner ukłonił się więc z uszanowaniem i rzekł:
— Jeżeli pan hrabia zechce pójść ze mną, jestem na jego rozkazy.
— Chodźmy! — odpowiedział hrabia i poszedł Boyerem.
Kamerdyner wprowadził hrabiego na pierwsze piętro i wyszedł. Hrabia jakiś czas patrzył na pokój obojętnie, nagle twarz jego ożywiła się, zaczerwieniły policzki, gniew wykrzywił rysy. Bo zobaczył portret swej żony, matki Florestana de Saint-Remy. Założył na krzyż ręce, spuścił głowę, jakby chcąc uniknąć przykrego widoku i chodził wlelkiemi krokami po pokoju.
— Rzecz dziwna, — mówił do siebie — ta kobieta nie żyje, zabiłem jej kochanka, a rana moja się nie zagoiła, nie nasyciłem pragnienia zemsty, bo, porzuciwszy świat, zostałem sam na sam, z myślą o mojej krzywdzie. Tak, śmierć winowajcy pomściła moją hańbę, ale jej nie wydarła z mej pamięci. Przz piętnaście lat byłem oszukiwany, piętnaście lat szanowałem nędznicę, kochałem syna jej zbrodni, jakby był moim własnym. Dziś jeszcze odraza do Florestana dowodzi mi, że nie moja krew w nim płynie. Ale nie mam zupełnej pewności, być może, że jest moim synem, okropna wątpliwość!
Hrabia podniósł bez myśli zasłonę od drzwi prowadzących do gabinetu Florestana i przeszedł do tego gabinetu. W tej chwili otworzyły się cicho drzwiczki ukryte w obiciu i do salonu weszła księżna de Lucenay.
Wytłumaczymy przyczynę tak niespodziewanego zjawiska.
Florestan de Saint-Remy poprzedniego dnia naznaczył