Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/459

Ta strona została skorygowana.

łożeniu? Jeżeli skarga podana będzie do prokuratora, zginąłem!
— Właśnie i ja ci to mówię, chyba, że poprosisz twoją wielką damę z niebieskiemi oczami, żeby cię wyrwała z toni.
— Niepodobna!
— Zastanów się jednak może, gdzie jeszcze znajdziesz jaką cytrynę do wyciśnienia; bo, jeżeli za trzy godziny nie dostaniesz dwudziestu pięciu tysiący franków, pójdziesz do więzienia.
— Mówię ci, że niepodobna: pożyczyła dla mnie od męża 100,000 franków, takie cuda dwa razy się nie robią. Słuchaj, kochany Badinot, zawsze byłem hojny; zobacz się z tym człowiekiem, przekonaj go, uproś, ubłagaj, niech zaczeka, ja znowu stanę na nogach i ciebie wynagrodzę.
— To się na nic nie zdało. Petit-Jean będzie głuchy na wszystko. Ale cóż u djabła, pójdź do księżny, powiedz jej prawdę, o co idzie: nie zmyślaj, że ciebie oszukali, ale wyznaj, żeś sam fałszował weksle.
— O piekło! więc muszę wypić czarę wstydu aż do dna!
— Do widzenia tedy, bądź z nią czuły, tkliwy, namiętny, a dostań pięniędzy. Ja biegnę do Petit-Jeana; zastaniesz mnie do trzeciej, potem byłoby zapóźno. Biuro prokuratora otwarte tylko do gadziny czwartej po południu.
Badinot wyszedł.
Podczas tej rozmowy, która przekonała hrabiego o podłości syna, a księżnę o podłości człowieka, którego tak ślepo kochała, i starzec i księżna nie ruszyli się z miejsca, zaledwie oddychali.
Księżna zrozumiała milczący wyrzut; skłoniła głowę pod brzemieniem wstydu. Nauka była straszna. Lecz wkrótce odezwało się w niej szlachetne oburzenie! wzgarda, wstręt w jednej chwili zabiły miłość. W jej oczach